Dziś kilka przemyśleń odnośnie częsta zadawanego pytania. Czy warto uprawiać kolarstwo przełajowe zimą, jeśli ścigamy się w sezonie letnim.
Mój punt widzenia
Pierwsze kroki w sezonie przełajowym postawiłem w 2020 roku. Choć wyraźnie brakowało mi techniki i „obycia” od razu poczułem, że ta dyscyplina ma wiele do zaoferowania. Postanowiłem przygotować się do sezony 2021/22
Mój sezon szosowy zakończyłem na początku sierpnia. Na tydzień odstawiłem rower i wyjechałem z rodziną nad morze. Po powrocie zrobiłem kilka dni luzu z dwoma spokojnymi przejażdżkami i byłem gotowy do przygotowań pod sezon przełajowy.
Założenia
Po sezonie szosowym forma nie zniknęła całkiem. Naturalnie troszkę spadła, ale nie było dramatu. Największe braki miałem w technice i to właśnie na tym elemencie skupiłem się najbardziej.
Regularne treningi wydolnościowe przeplatałem jednostkami skupionymi na umiejętnościach jazdy w terenie.
No ale wracając do wydolności… Kolarstwo przełajowe to nic innego jak tzw. „Godzina w trupa”.
Nie ma tu wiele finezji. Startujesz najmocniej jak się da, aby zapewnić sobie jak najlepszą pozycję w grupie i dalej jedziesz najmocniej jak potrafisz. Do tego walczysz z przyczepnością, przeszkodami na trasie i rozpychającymi się oponentami. 50-60 minut i jest po wszystkim.
Choć pomiary mocy nie do końca oddają intensywność wyścigu przełajowego (często IF jest w okolicy 0.75) tętno od startu wchodzi w czwartą/piątą strefę i wychodzi z niej po przekroczeniu linii mety.
Skąd tak niska IF z mocy? Ponieważ w przełajach nie ma długich prostych na których można uzyskać wysoką średnią moc. W zasadzie kręci się albo na maksa, albo nie kręci się wcale.
Idealni pokazuje to poniższy wykres stref mocy oraz stref tętna z jednego z moich wyścigów serii Syrenka CX.
Które cechy wydolności są ważne?
W przygotowaniach postawiłem na moc Vo2Max oraz wytrzymałość kwasomlekową.
Serie treningów bazujących na mocy pięciominutowej oraz na mocy jednominutowej pozwoliły coraz lepiej czuć się na kolejnych ustawkach i wyścigach. Nie ukrywam, że solidnie podparłem to postępem technicznym. Całość pozwoliła mi robić wyraźny postęp odzwierciedlony pozycją w lokalnych gonkach.
Od czasu do czasu w plan przygotowawczy „wpadały” treningi siłowe, aby uzupełnić i zrównoważyć treningi intensywne. Zimą odszedłem całkiem od treningów typowo tlenowych, nie licząc krótkich jednostek od czasu do czasu.
Na początki stycznia sprawdziłem nogę na ustawce w Sławnie i wiedziałem już, że forma jest dobra.
Tydzień później pojechałem na Mistrzostwa Polski Masters w Kolarstwie przełajowym, które odbyły się na słynnej trasie w Gościęcinie.
Poniżej film z imprezy.
Same mistrzostwa przebiegły nadspodziewanie dobrze.
Mimo rozstawienia w końcówce sektora, udało mi się przejechać mocny i czysty wyścig. Zaowocowało to 11 miejscem, które przed zawodami brałbym w ciemno.
Koniec sezonu przełajowego
Po powrocie na Mazowsze wystartowałem jeszcze w jednym wyścigi i udałem się na zasłużone roztrenowanie. Dwa tygodnie słodkiej laby pozwoliło mi solidnie wypocząć. Nie ukrywam, że potrzebowałem tego odpoczynku bardzo. W zasadzie przyszedł w idealnym momencie.
Gdy dobrze już „wysiedziałem” kanapę, na początku lutego rozpocząłem przygotowania do sezonu letniego. Kilka dni wprowadzenia na luźnych dowolnych jazdach i jak zawsze test profilu mocy.
I tu „wyszły” wszystkie wady i zalety motoryczne, jakie niesie ze sobą „zabawa” w kolarstwo przełajowe.
Doskonale wypadł test jednominutowy, pokazujący jak działa metabolizm kwasomlekowy. „Wykręciłem” moc bliską moich rekordów z sezonów letnich. Podobnie wypadł test pięciominutowy, który odzwierciedla możliwości maksymalnego poboru tlenu. Tu było super.
Słabo natomiast wypadł test FTP w formie dwudziestominutowego pomiaru mocy. Ewidentnie czułem braki w wytrzymałości siłowej. Na rowerze mogłem bardzo mocno i często „szarpać” ale nie byłem w stanie trzymać wysokiej mocy przez jakiś czas. Oddechowo był pełen luz. Mięśnie nie dawały rady.
To nie koniec świata
Spadek wytrzymałości siłowej był niejako konsekwencją obranej przeze mnie drogi treningowej pod sezon przełajowy. Nie popadałem jednak w panikę, ponieważ na początku marca zaplanowany miałem wyjazd na Cypr, gdzie przez 11 dni miałem kręcić po lokalnych górach.
Do czasu wyjazdy nie spinałem się z jednostkami treningowymi. Wrzuciłem sobie trochę luzu i cierpliwie czekałem.
Pierwsze dni na Cyprze nie były łatwe. Czułem się słaby, a długie podjazdy pokonywane na niskiej kadencji dawały w kość. Wiedziałem jednak, że ta sytuacja będzie się dynamicznie zmieniać i spokojnie robiłem swoje, kręcąc około 3-4h dziennie w „tlenie”. Już czwartego dnia poczułem, że nogi kręcą lepiej. Dalej sytuacja poprawiała się z dnia na dzień.
Wszystkie moje jazdy nie przekraczały IF 0.7
dziesiątego dnia zaatakowałem podjazd próbując wykonać test FTP. Niestety górka skończyła się po niespełna 19 minutach, ale uzyskana średnia moc była zadowalająca. Robota na Cyprze została wykonana.
Pisząc ten artykuł mam już jasny obraz mojego stanu formy. Zadziwiająco dobrze czuję się w zakresach beztlenowcyh. Jestem w stanie przetrwać dużą ilość szarpnięć na wyścigach, czy ustawkach, a nawet poprawić po serii przyśpieszeń. Mój plan treningowy dopiero wchodzi w treningowy tych zakresów, zatem dość dobrą wytrzymałość beztlenową przypisuję właśnie przełajom. Mam nadzieję, że uda się w sezonie letnim nadbudować i tą strefę.
Czyli warto, czy nie?
Tu nie ma złotej odpowiedzi.
Każdy powinien sam sprawdzić czy kolarstwo przełajowe jest fajne.
Dla mnie nie ma odwrotu. Nie dość że ta dyscyplina przynosi wiele radości, to jeszcze może zaprocentować w sezonie letnim, co już zauważam u siebie. Zachęcam do „wejścia” w błoto. Choć może wciągać…
Maciek Puź
2 Responses
Ja jeżdżę już 4 lat cx i mogę śmiało powiedzieć, że cx to same korzyści i to nie małe lecz mega duże od poprawy techniki po wydolności no i koforf czystej zadowolnej glowy, ze zima cos sie kreci w terenie, bo trenarzer mnie zabijał i zniechecam do trenigiw. Wcześniej maratony mtb jedzilem słabo lecz zawsze blisko czolowki i nie mogłem tego od lat zmienić. Teraz potrafię jechać z czołówka na początku sezonu często też wygrywam, potem zazwyczaj w czerwcu mam spadek lekki formy. Polecam każdemu amatorowi, który chce przeskoczyć mocniej swój poziom.
Bardzo trafna uwaga Mariusz. Faktycznie można zacząć mocno sezon wiosenny, w miarę płynnie przechodząc z sezonu CX. Nie wątpliwie, przy takim rozwiązaniu, warto zaplanować przerwę w sezonie letnim, bo i tak nie da się dowieść formy do koca lata.
Pozdro i powodzenia!