Skoro można już wyjść na rower, oznacza to, że diametralnie zmieni się środowisko, w którym będziemy kręcić. Skończy się komfort przebywania w mieszkaniu, na drogach pojawią się prawdziwe dziury, nieuprzejmi kierowcy, na głowę może spaść deszcz, a liźnięcie koła (w gwarze kolarskiej zahaczenie swoim przednim kołem o tylne koło kolarza poprzedzającego) może mieć wyraźne konsekwencje. Znacznie bardziej realne niż na Zwift.
Krótko mówiąc, trzeba się przestawić. Dlatego w tym tekście postaramy się ułatwić Wam bezbolesne przejście z wirtuala do reala. A że różnic jest naprawdę sporo, podzielimy je na bloki. Wspomnimy o kwestiach ubioru, odżywiania, sprzętu oraz techniki jazdy i zachowania się w grupie. Zatem jeśli treningi zimowe masz już za sobą, a na wiosnę planujesz postawić pierwsze kroki na szosie lub, co więcej, chcesz spróbować jazdy w grupie, to jest to artykuł dla Ciebie. Zaczynajmy!
(Nie) szata zdobi człowieka
Temat rzeka, choć tym razem nie na wyglądzie się skupimy. W przypadku jazdy na rowerze, trochę inaczej niż podczas biegania, odpowiedni ubiór może znacząco poprawić lub pogorszyć nasz komfort jazdy. Pozostając w klimacie starych porzekadeł, jedno z nich głosi: nie ma złej pogody na rower, są tylko złe ubrania. I jest w tym sporo prawdy.
Na trenażerze wystarczą nam spodenki, potówka i ręcznik przewieszony przez kierownicę. Jazda na zewnątrz, szczególnie wiosną, wymaga już znacznie większej kombinacji. A jest tak dlatego, że ubrania muszą dać nam komfort termiczny przy dość sporej, dziennej amplitudzie temperatur. Może się zdarzyć, że rano ruszymy przy 4 st. C, w południe będzie 12 st., a promienie słońca dadzą poczucie jeszcze wyższej temperatury.
To sporo zmienia i trzeba być na to gotowym. Podstawową zasadą jest to, aby ubrania były oddychające i szybkoschnące. Co to oznacza? Warto kupować ubrania dobrej jakości, wyposażone w odpowiednie membrany, które z jednej strony chronią przed wiatrem, a z drugiej pozwolą odprowadzać na zewnątrz pot, który pojawi się na skórze. Dlatego lepiej odłożyć parę peelenów i kupić naprawdę dobrą termę czy wiatrówkę, niż męczyć się w ubraniach niskiej jakości lub z nieodpowiednich materiałów. Wtedy bardzo łatwo o przegrzanie, a w konsekwencji również o wychłodzenie.
Dlatego warto ubierać się “na cebulkę”. Niby sportowcy doskonale o tym wiedzą, ale na rowerze jest to szczególnie ważne. Lepiej mieć na sobie 3-4 warstwy cienkich ubrań niż dwie grubych. Gdy zrobi się cieplej, łatwo pozbyć się jednej warstwy, chowając ją do kieszonki w koszulce lub kamizelce. Niezwykle ważne jest też nakrycie głowy pod kaskiem (powinno być naprawdę dobrze oddychające), rękawiczki (najlepiej z windstoperem) i ocieplacze lub noski na buty. Właśnie te części ciała z różnych względów najszybciej się rozgrzewają lub wychładzają, przez co potrzebują jeszcze bardziej specjalistycznej ochrony.
Dobierając ubiór do jazdy wiosną potrzeba troszkę doświadczenia, zatem nie stresuj się, jeśli nie uda Ci się od razu ubrać optymalnie. Wystarczy odrobina wprawy i kilka popełnionych błędów, a na pewno uda Ci się to opanować. Tutaj jeszcze jedna, żelazna zasada. Przez pierwsze 5-10 minut jazdy powinno być Ci odrobinę chłodno. Po tym czasie organizm zacznie wydzielać duże ilości ciepła i wraz z tym pojawi się komfort termiczny. Jeśli od pierwszych minut jest Ci ciepło, prawdopodobnie za chwilę się przegrzejesz.


Bez paliwa daleko nie pojedziesz
Nie ma lekko. Lodówka zostaje w domu, więc trzeba przemyśleć co ze sobą zabrać w drogę. Oczywiście ten temat jest bardzo szeroki, więc na potrzeby artykułu skupimy się na absolutnych podstawach.
Choć wiosną dni bywają chłodne i pragnienie będzie mniejsze niż podczas jazdy na trenażerze lub upalnego lata, musisz pamiętać o piciu. Zaniedbanie nawodnienia może doprowadzić do znacznego spadku wydajności, a nawet problemów z powrotem do domu. Bidony muszą być pełne, najlepiej zalane izotonikiem. Na krótsze jazdy, takie do 1h, wystarczy czysta woda. Można też zabrać bidony termiczne, aby napój nie wychłodził się za bardzo. Niektórzy do takich bidonów nalewają ciepłą herbatę z miodem i cytryną, i to wcale nie jest szalony pomysł. Łyk takiego napoju pomoże uzupełnić węglowodany i będzie naprawdę przyjemny. Choć pamiętajmy, że taki napój nigdy nie będzie tak skuteczny jak prawdziwy izotonik.
Do jedzenia należy zabrać lubiane i lekkostrawne produkty bogate w węglowodany. Banany, batony, mus owocowy, daktyle itp. To już wedle uznania. Ważne jest, żeby jeść i pić regularnie, mniej więcej co 30 minut (podczas jazdy w umiarkowanym tempie). Na godzinę powinniśmy przyjmować od 60 do 90 g węglowodanów, nawet jeśli na zewnątrz jest chłodno i nie czujemy szczególnego pragnienia lub głodu. Nie zaszkodzi mieć ze sobą żel energetyczny, tym bardziej gdy jedziesz na długą rundę, powyżej 3h. W razie potrzeby jest to szybki i skuteczny zastrzyk energii.



Rower (nie) psuje się od stania
Trzeba być gotowym na wszystko. Zapasowe koło, drugie siodełko, cztery dętki i dwie opony… To oczywiście żart, ale coś jednak warto ze sobą zabrać. Szczególnie, że rower potrafi się zużywać również od stania. Jeśli był intensywnie użytkowany w trenażerze to pewnie nic zaskakującego się nie stanie, ale jeśli kilka miesięcy stał lub wisiał w pozycji dlań nietypowej, różne rzeczy mogą się zdarzyć. Szczególnie gdy zapomnisz o przeglądzie po poprzednim sezonie, warto przyjrzeć mu się dokładniej przed pierwszą jazdą, a najlepiej powierzyć do przejrzenia specjaliście.
Jeśli już przeglądy lub ich brak masz za sobą, pamiętaj, że najczęstszą przypadłością kolarską jest tzw. złapanie kapcia. Nic nadzwyczajnego, ale warto mieć ze sobą kilka przydatnych narzędzi. Klucz do odkręcania osi koła (jeśli nie masz tzw. szybkoazmykacza), łyżkę do opon (mniej wprawieni najlepiej dwie łyżki), łatki lub zapasową dętkę i nabój co2 lub klasyczną pompkę. Pamiętaj też, że podczas jednej jazdy można złapać więcej niż jednego kapcia.
Bardziej przezorni zabierają ze sobą dodatkowo spinki oraz rozkuwacz do łańcucha. To też może się przydać. Nasz dozgonny szacunek budzą jednak kolarki i kolarze, którzy wożą ze sobą dodatkowy hak przerzutki oraz zapasowe szprychy. Naprawdę są tacy, ale to już prawdziwy “level master”.


„Nie sprzęt a technika, zrobi z Ciebie zawodnika”
Na ten temat napisano naprawdę wiele. Sami popełniliśmy kilka artykułów o dopasowaniu sprzętu do naszych potrzeb i możliwości. Nie o tym ma dzisiaj być, więc zdradzimy tylko, że z naszych licznych rozważań i dyskusji płynie prawda, jednoznacznie stawiająca umiejętności techniczne i wytrenowanie ponad najlepszym nawet sprzętem. Oczywiście warto zainwestować w porządny rower, ale w zupełności wystarczy, aby był on po prostu z tzw. średniej półki. Fajerwerki sprzętowe zostawmy zawodowcom lub odłóżmy je na czas, gdy będziemy tak dobrzy, aby faktycznie je wykorzystać.
Dlatego zanim ruszymy w drogę, a tym bardziej na jazdę grupową, upewnijmy się, że mamy solidne fundamenty w postaci znajomości techniki jazdy na rowerze. Niby nic, bo przecież umie to większość z nas (i to od dziecka!), ale jazda sportowa, nawet ta na podstawowym, amatorskim poziomie, wymaga znajomości garści tajników.
Zatem na co zwrócić uwagę? Po pierwsze na ułożenie ciała i balansowanie podczas pokonywania zakrętów. Może się to wydawać oczywiste, ale warto pamiętać, że rowerem skręcamy nie poprzez kręcenie kierownicą (poza manewrami z minimalną prędkością), a poprzez balansowanie ciałem i jego odpowiednie układanie do zakrętu. Szczególnie ważne jest to podczas pokonywania górskich zjazdów, ale również na “płaskim” ma niemałe znaczenie.
Pokonując zakręt zawsze trzymaj ręce stabilnie na kierownicy. Początkowo, jeśli jedziesz szosą lub gravelem, najlepiej w górnym chwycie. Na dół opuść ramię korby, na której trzymasz nogę przeciwną do kierunku zakrętu. To na niej oprzyj ciężar ciała i używaj jako przeciwwagi do siły, którą będziesz wkładać pochylając się do osi zakrętu. Tym sposobem balansuj wybierając odpowiedni i optymalny tor jazdy. W idealnych warunkach w zakręt należy wejść szeroko, ściąć go do wierzchołka, a następnie wyjść szeroko, tracąc jak najmniej prędkości. Oczywiście w warunkach ruchu otwartego, czy też jazdy w grupie (o czym później), należy tę zasadę dostosować do szerokości pasa ruchu i warunków panujących na drodze.
Warto też pamiętać, aby nie hamować w zakręcie, a prędkość wyregulować jeszcze przed nim. Każde hamowanie w zakręcie prostuje naszą sylwetkę, a dodatkowo może spowodować uślizgnięcie się któregoś z kół roweru. Dlatego podczas pokonywania zakrętu, pozwólmy sobie już tylko minimalne ruchy klamką hamulcową.
Z doświadczenia wiemy, że również czynność pozornie tak banalna jak dobór odpowiednich przełożeń może sprawiać pewne problemy początkującym kolarkom i kolarzom. Tutaj głównie chodzi o dostosowanie odpowiedniej “twardości” przełożenia, a co za tym idzie również kadencji (czyli ilości obrotów korbą na minutę), do warunków, w których aktualnie się poruszamy.
W skrócie, nie powinniśmy jechać ani za twardo (za mało obrotów), ani za miękko (za dużo obrotów). Jako optymalną wartość do jazdy po płaskim terenie, przyjmuje się około 80-90 obrotów na minutę. Przy tej ilości jesteśmy w stanie odpowiednio zareagować praktycznie na każdą sytuację, jak ominięcie przeszkody, konieczność nagłego przyspieszenia, dynamicznego wyjścia z zakrętu czy pokonanie hopki (krótkiego podjazdu).
Jak mierzyć kadencję? Obecnie większość liczników i pewnie wszystkie komputery rowerowe, po podłączeniu specjalnego czujnika (najczęściej do korby), pokażą Ci jej wartość. Jest ona również dostępna podczas jazdy na trenażerze, co zresztą jest najlepszym sposobem na jej odpowiednie wytrenowanie. Jeśli nie posiadasz żadnego z tych urządzeń, możesz po prostu policzyć podczas jazdy ile obrotów wykonujesz przez 15 sekund, a następnie pomnożyć tę wartość przez 4. Taki zabieg, wykonany nawet co 10 minut pozwoli Ci w końcu złapać i utrzymać odpowiedni rytm pedałowania.


W grupie raźniej
Rower gotowy, odpowiednie ubranie na karku, kieszonki pełne jedzenia, narzędzi i zapasowych dętek, technika jazdy opanowania – zatem ruszamy! Wbrew pozorom kolarstwo to sport towarzyski. Oczywiście jazda solo ma swój urok i każdy z nas czerpie z niej dużą przyjemność, ale prawdziwa zabawa zaczyna się podczas jazdy w grupie. Szczególne znaczenie ma to gdy wybierzemy rower szosowy, gdzie do całości układanki dochodzi jeszcze element aerodynamiki. Obecnie ustawki (inaczej jazdy grupowe) mnożą się jak grzyby po deszczu i na pewno każdy znajdzie tę najbardziej odpowiednią dla siebie. Czy to pod względem miejsca startu, tempa, typu roweru, czy nawet płci.
Również szyków kolarskich wyróżniamy kilka. My skupimy się na jeździe w kolumnie pojedynczej, która jest najmniej skomplikowana i to właśnie od niej warto rozpocząć przygodę z jazdą grupową. Informacje o innych szykach są szeroko dostępne w sieci, a jeśli już pojawisz się na wybranej ustawce, to prowadzący lub prowadząca na pewno poinformuje Cię o tym w jakiej kolumnie będziecie się poruszali.
Nim przejdziemy do konkretnych zasad, zachowań i znaków, ważne jest zrozumienie tego, że w peletonie (grupie) każdy bierze odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale również za resztę towarzyszy i towarzyszek. Wynika to z tego, że nawet jeden nieostrożny ruch może spowodować spore zamieszanie, a w skrajnych sytuacjach nawet upadek. Jazda w grupie to ogrom frajdy, warto jednak mieć świadomość ewentualnych następstw nieodpowiedniego zachowania.
Pierwsza zasada głosi: nie rób nic, czego inni (szczególnie ci za Tobą) się nie spodziewają. Tylko tyle i aż tyle! W grupie każdy jedzie możliwie blisko koła osoby poprzedzającej. Wtedy zysk aerodynamiczny jest największy. Grupa ma swój rytm i ważne jest, aby nie zakłócać go niepotrzebnymi ruchami. Jeśli chcesz wyjąć batonika z kieszonki lub się napić, nie puszczaj korb (nie przestawaj pedałować) aby to zrobić, ponieważ ktoś za Tobą nie spodziewa się, że zwolnisz. A przecież gdy puścisz korby właśnie tak się stanie. W takiej sytuacji zjedź spokojnie na koniec i dopiero wtedy zjedz lub napij się.
Drugą ważną zasadą jest to, by nie hamować jeśli naprawdę nie jest to konieczne. Hamulców w grupie używamy niezwykle rzadko, a następuje to głównie w sytuacjach, w których wszyscy się tego spodziewają. Na przykład na dojeździe do skrzyżowania, ostrego zakrętu itp. Zresztą te manewry powinny być zawsze sygnalizowane wcześniej, a nigdy w ostatniej chwili. Jak to zrobić? Dowiesz się już niedługo.
Twoim celem powinno być wyczucie rytmu grupy i wpisania się w niego. Naturalnie wymaga to pewnej wprawy i nie od razu będziesz poruszać się w grupie jak ryba w wodzie, jednak każda spędzona podczas wspólnych jazd godzina, będzie Cię do tego przybliżać.


Zmiany, zmiany, zmiany
Podstawy mamy za sobą, czas na garść szczegółów. W jeździe grupowej, poza aspektem towarzyskim, najważniejsza jest prędkość. Grupa będzie przemieszczać się szybciej niż samotnie jadący kolarz lub kolarka, a do tego każdy w niej podróżujący zmęczy się mniej. Jak to możliwe?
Największym oporem z jakim przychodzi nam się zmierzyć podczas jazdy rowerem szosowym jest opór aerodynamiczny. O ile przy 25 km/h jest on w zasadzie niezauważalny, przy 35 km/h daje już popalić, to przy 40 km/h jest naprawdę ogromny. Aby go pokonać należy włożyć odpowiednio dużo pracy, a najwięcej musi jej włożyć osoba jadąca na czele grupy. I tu pojawia się termin “jazdy po zmianach”. Krótko mówiąc, każdy kto jedzie na czele grupy, robi to tylko przez jakiś czas. Im szybciej jedzie grupa, tym krótszy czas spędza się na czele. Aby “zejść ze zmiany” należy zastosować pewien schemat, który powinien być znany każdemu, kto w grupie jeździ.
Pierwszą kwestią jest upewnienie się, że okoliczności temu sprzyjają. Sprawdzamy czy nie zbliżamy się do zakrętu lub skrzyżowania, czy nie wyprzedza nas auto lub inni kolarze, czy z naprzeciwka nie nadjeżdża jakiś pojazd. Krótko mówiąc, czy jest bezpiecznie.
Kolejną czynnością jest odbicie z toru jazdy. Nie ma żelaznych zasad na którą stronę należy odbić, to warto ustalić na początku jazdy. Powinno to zostać poprzedzone wyraźnym kiwnięciem łokciem (charakterystyczny znak), widocznym dla osoby, która jedzie za nami. To jasny sygnał, że nasza praca na czele została zakończona i teraz kolejna osoba przejmuje odpowiedzialność nad utrzymaniem prędkości grupy. Po odbiciu na bok możesz puścić korby (dopiero w tym momencie, nie wcześniej!) lub najlepiej zacząć pedałować lżej, powoli zmniejszając prędkość. Wtedy grupa zacznie Cię wyprzedzać, a Ty zerkając na bok lub za siebie, w gładki sposób “wskakujesz” na koniec grupy.
W tym momencie Twoja zmiana skończyła się, a Ty możesz cieszyć się z cienia aerodynamicznego wytwarzanego przez grupę. Teraz przy tej samej prędkości możesz wkładać w jazdę nawet 40% mniej mocy niż osoba jadąca na czele. W ten sposób “odpoczywasz” aż do momentu, gdy wszyscy przed Tobą nie przejdą tego samego cyklu, a Ty znów znajdziesz się na czele.


Tajemnicze gesty i sygnały
Dla kogoś kto ogląda jadący peleton z zewnątrz, sygnały przekazywane przez kolarzy i kolarki będą zupełnie niezrozumiałe. Są jednak niezmiernie ważne. W grupie pełny przegląd sytuacji na drodze ma zaledwie kilka osób z przodu. Wszyscy pozostali zdani są na to, co przekaże im czub grupy. A zrobi to w formie znaków właśnie. Nie jest ich dużo, ale ważne jest aby je rozpoznawać i bezwzględnie stosować. W tym miejscu wymienimy je tylko, a w ramach pogłębiania wiedzy odeślemy Cię do innych mediów (np. YouTube), gdzie znajdziesz wiele materiałów pokazujących dokładnie co i jak sygnalizować.
Zasada jest taka, że osoba otwierająca grupę zawsze informuje pozostałych o niebezpieczeństwach i zmianach rytmu oraz kierunku jazdy. Jest ona swoistymi “oczami grupy”. Zawsze pokazywać należy dziury w drodze, pieszych idących skrajem jezdni czy zaparkowane tam samochody. Sygnalizuje się też zalegający na drodze piasek lub żwir, znaczące nierówności, poprzeczne przeszkody jak tory kolejowe czy “leżących policjantów”. Nie należy pomijać też zmian kierunku jazdy i informacji o tym, że grupa zwalnia lub zatrzymuje się.
Wszystkie znaki pokazuje się rękoma (a w zasadzie jedną ręką), ale gdy nie możemy lub nie zdążymy puścić kierownicy, możemy również użyć sygnałów werbalnych i wykrzyknąć “dziura”, “auto” czy “stop”. To pozwoli ostrzec przed niebezpieczeństwem również kogoś, kto nie zwrócił uwagi na sygnał ręką lub na chwilę się zdekoncentrował. Bardzo istotne jest to, aby każdy w grupie powtórzył znak pokazany przez poprzednika. Dzięki temu ktoś, kto jedzie na samym końcu, zostanie dobrze poinformowany o sytuacji w grupie i na drodze.


Zatem do dzieła!
Jesteśmy pewni, że każdy uzbrojony w tę wiedzę, gładko i bezpiecznie wejdzie w sezon wiosenny. Zagadnień jest sporo, jednak przy odrobinie praktyki, we wszystkim nabierzesz wprawy, by koniec końców poczuć ogromną przyjemność płynącą z grupowej jazdy na rowerze. Niech początkowe błędy czy niepewność Cię nie zrażą. Każdy kiedyś zaczynał więc jeśli tylko nie odpuścisz, efekty przyjdą szybko.
A jeśli potrzebujesz w tym wszystkim pomocy lub chcesz zacząć jazdę w grupie na spokojnie i totalnie od początku, wpadnij do nas w każdy czwartek (24.04-4.09 w 2025) na ustawkę Szosa dla Zielonych (szczegóły TUTAJ) lub na jeden obozów o tej samej nazwie, które organizujemy w Górach Świętokrzyskich (szczegóły TUTAJ).
Twoi eksperci od nauki jazdy na szosie 🙂
Maciek Puź & Paweł Nowakowski