Zaczynamy nowy cykl
Dwa tygodnie temu zapowiadaliśmy nowy cykl – Na Osi Kolarskich Podróży. Wygląda na to, że podchwyciliście temat, więc startujemy z pierwszym artykułem.
Każdy ma chyba swoje ulubione miejsca i destynacje. Mamy i my. Na szczycie naszej listy znajduje się Cypr i to o nim będzie dzisiaj kilka słów. Być może trochę się powtarzamy, ale szerszego opisu jeszcze u nas nie było.
Szczególnie, że lada dzień pojawi się oferta na nasze marcowe obozy. W tym temacie bądźcie na łączach!
Łapcie też trochę fot z naszego ostatniego wypadu. Wszystkie spod migawki niezawodnej Oli Korulczyk – biegajacabiomama.pl
Odrobina historii.
Wyspa leżąca na morzu śródziemnym jest mało znana w świecie kolarskim. Choć samo to, że sam Rafał Majka gościł na niej ze swoim pro-teamem, jest dla niej znakomitą wizytówką. Cypr zachęca nieskończoną ilością krętych, oddalonych od samochodowego ruchu dróg i naprawdę solidnymi górami. W niedalekiej odległości od nadmorskich miejscowości rozciąga się masyw górski Trodos z najwyższym szczytem Olympus, który sięga blisko 2000 m. n.p.m.
W latach siedemdziesiątych XX wieku Cypr padł ofiarą konfliktu między Grecją a Turcją. Po przeprowadzonej wtedy inwazji Turcji na wyspę, oba państwa do tej pory walczą o swoje miejsce i wpływy. Dzisiaj, przedzielona tak zwaną zieloną linią wyspa, zamieszkiwana jest przez Greków po jej południowej stronie (Republika Cypryjska) i Turków w jej północnej części (Turecka Republika Północnego Cypru).
Śródziemnomorski klimat i KAWA!
Część grecka, na której się skupimy, jest zdecydowanie bardziej górzysta, pełna krętych asfaltów, idealnych dla szosowców (choć badamy też ten teren pod kątem graveli – o tym wkrótce!). Wszędzie unosi się zapach drzew oliwnych, pomarańczy i cypryjskiej kawy. Palona jest w małym tygielku, praktycznie tak samo jak kawa turecka, ale o tym w greckiej części wyspy się nie mówi. Jest cypryjska i tyle. Podaje się ją zazwyczaj w 3 wersjach – σκέτο (skéto), μέτριο (métrio), γλυκό (glykó), czyli bez cukru, z cukrem i słodką w towarzystwie dużej szklanki wody. Ta kawa jest naprawdę sztosem, koniecznie jej spróbujcie!
Grecka część jest radosna, tak jak inne kraje śródziemnomorskie. Śródziemnomorska jest też kuchnia i architektura. Woń przepysznych owoców morza i grillowanych mięs niesie się daleko w porze lunchu, a wyjątkowe połączenie greckich, kamiennych domków i kolorowych okiennic cieszy oko. Wyjątkowy jest też krajobraz. Góry wyrastają praktycznie z morza, przez co już pierwsze podjazdy wynoszą nas na poziom 400-700 m. n.p.m.
Jeśli chodzi o pogodę, to według statystyk najwięcej deszczu spada tu w miesiącach grudzień-luty. W wysokich partiach gór w tym okresie można znaleźć również śnieg. Dziwne to uczucie kiedy podczas podjazdu pod Olimp „na krótko” widzimy narciarzy i snowboardzistów szusujących w pełnym, zimowym rynsztunku. Rzadko się jednak zdarza, żeby padało non stop, przez kilka dni. Zazwyczaj deszczowe momenty przeplatane są pełnym słońcem i z reguły są to maksimum kilkugodzinne przekropki. My podczas 14 dniowego pobytu w marcu mieliśmy jeden deszczowy dzień.
Cypr kolarski?
Jednak to co najbardziej tutaj lubimy, to masa nieuczęszczanych dróg. Nieprzebrana sieć, niczym dobrze utkana pajęczyna, zaprowadzi nas praktycznie w każdym kierunku. Zazwyczaj po asfalcie. Krętym, starym lub nowym, wąskim lub szerokim, zabierającym zawsze w interesujące miejsca. Co ciekawe, Cypr praktycznie nie posiada pokrycia na Google Street View. Dość mocno utrudnia to planowanie tras i niesie ryzyko trafienia w drogę szutrową, co w wysokich górach i 100 km na karku, bywa nieprzyjemne. Sposobem na to jest sukcesywne poznawanie wyspy, co od kilku lat skrupulatnie robimy, oraz lokalne znajomości, których też już nam nie brakuje.
Nie ma tam jeszcze takiej kolarskiej społeczności jak u nas, tym bardziej nie znajdziemy kolarskiego przepychu znanego chociażby z Calpe. Jednak zaczątki kolarstwa już są, z tym, że w wersji „po grecku”, bardziej na luzie, z uśmiechem i bez spinki treningowej. Zresztą wyspa mocno zachęca do uprawiania kolarstwa romantycznego. Jest to zresztą miejsce zarówno dla łowców KOM-ów i przewyższeń (są naprawdę srogie – 3000 m up nie jest problemem przy 100 km!), jak i dla tych którzy jeżdżą by cykać fotki, wzdychać do widoków i pić kawkę w każdej przydrożnej knajpce.
Wyspa naprawdę zachęca, ma wiele do zaoferowania i czeka na Was jeszcze dzika i nie do końca zbadana. My nie możemy się już doczekać marcowego powrotu!