Zaczęło się bardzo niewinnie…
Jest to historia prawie każdego z nas.
Dlaczego?
Bo kto z nas od początku planował, że kolarstwo stanie się bardzo ważną częścią jego życia, wręcz codziennością jak oddychanie czy chodzenie do pracy?
Cała historia rozpoczyna się kilka lat wcześniej, gdzie lekarz, druga połówka lub sumienie nakazało nam ruszyć przysłowiowe „4 litery” z kanapy i wziąć się za siebie. Niezależnie od wieku, statusu, regionu zamieszkania, zdecydowaliśmy się wsiąść na rower, aby zmienić coś w naszym życiu.
Cele były różne, niektórzy chcieli poprawić kondycję, niektórzy schudnąć, a niektórzy dotlenić się po pracy czy odreagować codzienny stres.
Pierwsze kilometry były ciężkie, a poziom motywacji niewielki, lecz z jazdy na jazdę zaczynaliśmy odczuwać coraz większą przyjemność. Pierwsze pięć kilometrów zmieniało się w dziesięć, dwadzieścia i więcej. Nasza kondycja poprawiała się, a satysfakcja z pokonywania coraz to dłuższych dystansów stawała się codziennością.
W końcu dotarliśmy do momentu, gdy stary i wysłużony rower górski stawał się niekomfortowy, a każda jazda była udręką. Pojawiały się pierwsze zakupy, lepszy rower, kask, okulary, licznik…
Lata minęły, dzień bez roweru to dzień stracony, a my staliśmy się osobą na zdjęciu poniżej..
Czy właśnie tak nie było… przepraszam.. jest?
Trwa nadal…
Pasja. Chyba tylko w ten sposób możemy nazwać to czym jest dla nas kolarstwo.
Po tylu latach każdy z nas obrał swoją własną drogę i czerpie z jazdy na rowerze satysfakcję na swój własny sposób.
Maciek stał się kolarzem szosowym, dla którego wyścigi szosowe, walka w peletonie, adrenalina i co by nie mówić duże ryzyko to dodatkowa motywacja, której na co dzień potrzebuje. Stres przedwyścigowy sprawia mu ogromną frajdę i mobilizuje go do przełamywania granic własnych możliwości, podczas jazdy w grupie czy długich i szybkich zjazdów.
Paweł wybrał drogę równowagi. Stara się dzielić przyjemność z jazdy zarówno na rowerze MTB jak i szosowym, z czasem spędzonym z rodziną i pracą zawodową. Aktualnie rower nie wypełnia całości jego życia, a zapewnia odskocznię od codzienności i pozwala naładować akumulatory do realizacji kolejnych, życiowych projektów.
Damian próbował w kolarstwie różnych dróg, aż okazało się, że ultramaratony kolarskie to coś co sprawia mu największą frajdę. Po kilku latach ścigania w peletonie uznał, że walka z własnym organizmem to jest właśnie to. Balansowanie na granicy własnych możliwości, przełamywanie granic dystansu i czasu przejazdu motywują go, aby codziennie mierzyć się z trudami rzeczywistości. Nie możemy zapominać, że ultramaratony to również wyścigi, ale w trochę mniej kontaktowej formule.
Takich historii jest wiele, a wniosek jeden. Kilometry cały czas lecą i każdy z nas swój sposób zbliża się do tytułowego miliona kilometrów. Czym on jest? Niczym innym jak czasem spędzonym na czerpaniu radości z każdego obrotu koła napędzanego siłą naszych mięśni.
Niczym innym jak czasem spędzonym na czerpaniu radości z każdego obrotu koła napędzanego siłą naszych mięśni.
Widzisz koniec…?
Śmiało mogę odpowiedzieć za nas trzech.
Nie widzimy końca tej przygody!
Trwa i będzie trwać nadal zapewniając nam dodatkowe bodźce, których potrzebujemy, aby każda chwila w życiu miała sens.
Sto tysięcy, pięćset tysięcy, milion, to wszystko jest bez znaczenia. Te kilometry i tak upłyną, a my nadal będziemy jeździć.
Samotnie w okolicach własnych domów, wykonując zaplanowane jednostki treningowe, lub wspólnie, poznając nowe regiony świata. Na część zapewne zaprosimy również Was, abyście razem z nami przeżywali piękno otaczającego krajobrazu w trakcie długich i męczących górskich podjazdów.
Ten tytułowy milion kilometrów na rowerze zapewni nam wspomnienia, o których z przejęciem będziemy mówić i opowiadać.
Maciek, Damian i Paweł z…
Na Osi – Kolarska Przestrzeń.